Kino oniryczne to dla mnie Jean-Pierre Jeunet, albo Wojciech Has. Tarantino tutaj nie ma nic do rzeczy... Lynch tym bardziej - dla mnie to raczej jakiś kacowo-detoksowy koszmar - jakbym miał takie sny to bym wyszedł przez okno... Co do swiata, to swiat ten jest niespójny i w kazdym filmie inny - jego swiaty łaczy tylko to, że nie trzymają się kupy... Kino Lyncha jest płytkie, a takimi obrazami bombarduje nas telewizja - generalnie jakby wyciąc losowo kilkanascie kilkuminutowych urywków z audycji polsatu w godzinach nocnych i równie losowo je pozlepiac wyszloby cos o podobnych walorach intelektualnych i artystycznych.

A obrazami to ja tam osobiście wolę się raczyć w Prado albo Rijksmuseet.