Pod koniec listopada znalazłem na tym forum info, że w zoo - sklepie koło Poznania dzieje się krzywda małemu legwanikowi. Niestety, wiele jest sakich sygnałów.
Pojechałem tam. No i zabrałem zwierzaczka. Miałem już jednego ponad dwuletniego lega, ale na dodatkowe terrarium znalazło się miejsce. Gadzinka była trochę zabiedzona, wychudzona.
W nowym "domu" miała odpowiednia temperaturę, wilgotność, lampę UV, basenik, konar do wspinaczki, rośliny, w których się mogła ukryć no i pełną miskę...
Żarcie i zielone, i suche, i posypywane witaminami, i skrapiane nimi...
Mały legwanik jednak był zestresowany, niewiele jadł.
Dawałem mu spokój.
Wdała sie jednak jakaś infekcja skóry.
Weterynarz, antybiotyk, kąpiele, maści...
Po kilku tygodniach znacząca poprawa. Skóry!
W dalszym ciągu jednak brak apetytu. I spadek ciężaru ciała.
Zacząłem go karmić trochę na siłę. Dostawał przeciery warzywne i owocowe z wapnem i witaminami (ilości ustalone z vetem).
Przez jakiś czas było O.K.
Ale legwanik zaczął słabnąć. Stawiał mniejszy opór przy karmieniu, ale połykał też trochę mniej...
Aż... tydzień temu po powrocie do domu znalazłem go martwego.
Sekcja wykazała, ze miał zapchany przewód pokarmowy. Ale nie ciałem obcym (kamieni itp. w terrarium nie było). Jakaś nieprawidłowość w pracy jelit...
Niestety, trudno było zauważyć, że się nie wypróżnia. Kupki robił bardzo małe i nie zawsze w basenie.
Zdaniem veta, nawet gdyby udało sie to wcześniej zdiagnozować, to i tak miał niewielkie szanse na przeżycie zabiegu...
Kiepskie to pocieszenie.
A mi jest przykro