Jak pewnie część czytelników tejże stronki wie, zajmuję się hodowlą ptaszników. Ucieczki podopiecznych są u mnie na porządku dziennym. Przeważnie są to osobniki malutkie, które podczas karmienia wyskakują z pojemniczka. Dość szybko są łapane i wracają "do domu". Półtora roku temu uciekła mi jednak wyrośnięta samica ptasznika nadrzewnego Psalmopoeus cambridgei. Z odnóżami miała około 17 cm wielkości. Wydostała się z terrarium podczas burzy; wiatr otworzył okno i zleciały źle zamontowane drzwiczki terrarium. Nie było mnie wtedy w domu. Jak wróciłam, odkryłam co się stało. Przeszukałam całe mieszkanie kilka razy i nic. W końcu zrezygnowałam z poszukiwań – w końcu okno było otwarte i chyba zachęcające dla pajęczycy... Po tygodniu mój sąsiad zapytał, czy przypadkiem nie uciekł mi jakiś pająk. Znając ludzi w Polsce, powiedziałam, że nie. Na dowód pokazałam mu drugą samicę tego samego gatunku. Opowiedział mi wtedy, że kilka dni przedtem na drzwiach od mojego mieszkania (od strony klatki schodowej) siedział ogromny, brązowy pająk. Razem z listonoszem zrobili ekscytującą akcję łapania zwierzaka do słoika. Po udanym polowaniu samiczka pojechała do ZOO do p. Gucwińskich. Jaki z tego morał? Jeżeli widzicie wielkiego pająka, nie zabijajcie go. Oczywiście rozumiem strach przed nieznanym zwierzęciem, ale czy to ma usprawiedliwić zabójstwo? A często tak się dzieje, niestety... Przecież to nie smok wawelski. Postąpcie jak mój sąsiad – zwierzę można przecież zanieść do ZOO lub do sklepu zoologicznego.

Pozdrawiam
Ania.