Witam

Jakieś 2-3 miesiące temu, będąc przejazdem w Krakowie, nabyłem w Biofilu porcję muszek owocówek nielotów. Przygotowując je do podzielenia na pojemniki do dalszej hodowli, nie zauważyłem by były tam jakieś lotne łobuzy ( z pokoju dwa dni wcześniej wyniosłem jakieś resztówki z zwykłych muszek, bo wtedy tylko je hodowałem).
W pierwszym pokoleniu (hodowla raczej kameralna, 4 słoiki, 1 litrowy i trzy mniejsze) tak naprawdę udał się tylko ten duży słoik, bo było w nim naprawdę sporo muszek bo około 150-200 muszek w pierwszym żucie i bliżej nie określona ilość, setki, jeśli nie tysiące:-D larw różnej wielkości. Ta papka aż się ruszała, a łyżka tego przecieru po przepłukaniu pod bieżąco wodą była niewiele mniejsza jak przed, tyle że były na niej same larwy (od 1-2 milimetrów do takich niewiele mniejszych od pinków),
Wszyscy pewnie o tym wiedzą, ale była to i jest nadal rewela dla moich pajączków i modliszek L1-L 4. Dodam jeszcze że ten słoik buja do dziś (2 miesiące na bank) tylko już w formie otwartej i pół dzikiej i regularnie wydaje kolejne pokolenia muszek i ich pędraków. Do tego wciąż widuję w nim sporo nielotów które da się dość łatwo odławiać co kilka dni, gdy ich się dość wykluje.
Podczas obserwacji rozwoju hodowli (różne pożywki w słoikach), ku mojemu zdziwieniu, zauważyłem pojawienie się w nich również pojedynczych muszek lotnych. Przebierałem je w miarę możliwości, co nie było trudne, bo wystarczyło otworzyć kilka razy dziennie słoik, uprzednio nim lekko potrząsnąwszy, na co muszki same się chętnie ewakuowały. Z tak oczyszczonej hodowli założyłem kolejny rzut, tym razem już większy, 12 plastikowych zamykanych jakby kubków o pojemności około 300ml. I znów pojawili się pojedynczy piloci, choć chyba nie we wszystkich, ale nie jestem pewien(dodam, że pojemniki te nie sprawdziły się, bo larwy bez specjalnych problemów wydostawały się z nich po ściance i przeciskały pod wieczkiem, pomogło trochę dopiero uszczelnienie papierem).

Po tym przydługim wprowadzeniu wyłuszczę w końcu o co mnie biega :-D Otóż zastanawiam się, czy to mea culpa, bo dopuściłem do skażenia hodowli i wprowadziłem jakąś „dziką” muszkę a ona obudziła geny „lotne” u moich skoczków, czy też owa nie lotność jest cechą recesywną i „nieloty” statystycznie dają jakiś odsetek pilotów i nie da się tego uniknąć?
Dodam jeszcze, że wydaje mi się to możliwe, bo muszki te są chyba dość skrzywione genetycznie, widać to choćby po ilości albinosów. Czy więc trzeba systematycznie je selekcjonować, co czynię, by zachować czystą linię?

A tak na marginesie jest to nawet fajne zajęcie, te muszki naprawdę są różniste:-D.

Czy ktoś może się podzielić ze mną jakimiś informacjami albo obserwacjami na ten temat?

Pozdrawiam
Piotr Ostromecki
gg 1284547
0507 133 543
044 732 13 00
ostromecki@tlen.pl