Właściwie tytuł posta już wszystko wyraża, ale nie chciałem tu rozprawiać nad realiami hodowli zwierząt egzotycznych i dostępem do asortymentu i pożywienia dla nich w szczecińskich sklepach zoologicznych.

Aż chce się pawiować na samą myśl o powrocie do tej dziury w tyłku polskiej terrarystyki (oczywiście od strony zaplecza...), po wakacyjnej przerwie i z żalem patrzę na mojego smithiego, gdy wspominam questy do miasta w celu zdobycia dla niego świerszczy, kończące się po kilku godzinach wizytą w wędkarskim. Co za syf, on już rzygał tymi pinkami, a przecież nie będę mu osławionych mutantów z Carefour'a kroił na 50 dań (to dopiero L3). Nie chodzi tu tylko o pożywienie, jest jeszcze sprawa tych ekspertów od obsługi kas fiskalnych i zmniejszania populacji zagrożonych gatunków, pierdzą w stołki i gówno ich obchodzi, że pająki się im przesuszają lub wyczesują do reszty w terrariach bardziej odpowiednich dla waranów.
Na szczęćsie u mnie (Świnoujście), jest w porównaniu do Szczecina istny raj dla terrarystów. W sklepie dostępnych jest kilka(naście) gatunków ptaszników, zdrowych i dobrze utrzymanych (i nie tylko...), Zawsze mogę kupić świeże, soczyste i odpowiedniej wielkości świerszczyki i wogóle super fajnie...

Ale szczęście nie trwa wiecznie, gdyż większość czasu spędzam w tej "kolebce polskiej terrarystyki". Czy ktoś poczynił już jakieś kroki w stronę poprawy tej sytuacji??
ps. Ciąg dalszy w następnym poście...