Wreszcie miałem okazję wybrać się w teren... i to całkiem owocny (nie musiałem szaleć gdzieś nad Biebrzą lub w Turcji :P). Szukałem pod Warszawą, tereny działkowe, lasy gospodarcze - czyli normalka.

Wczoraj po południu, mimo, że grzało słońce nic nie znalazłem (powietrze było dość zimne).
Zrobiłem sobie zatem wypad w teren dziś koło południa. Mimo mroźnej nocy (było chyba poniżej zera) miałem całkiem udany dzień. Już na wstępie, na piaszczystej drodze, znalazłem kilka omrzeli (Opatrum sabulosum) z rodziny czarnuchowatych. Chrząszcze te żyją na kserotermach i jedzą różne rośliny. Oczywiście wzbogacą pulę genetyczną mojej hodowli :-) Na pobliskim ugorze znalazłem małą łachę piaskową, a na niej... kilkanaście trzyszczy piaskowych (Cicindela hybrida). W przypadku chwytania tego gatunku potrzebna była domowej roboty siatka z listwy alu i starej firanki :P Mam teraz samca, 3 samice i nadzieje na potomstwo (zobaczymy czy realne). Na tym samym polu wypatrzyłem kilkadziesiąt młodych koników polnych i ich krewniaków siwoszków (Oedipoda). Gdzieś przemknęły mi ze 3 nimfy świerszcza polnego (Gryllus campestris).
Idąc pobliskim lasem, znalazłem cezarka (Staphylinus cesareus), jednego z najładniejszych naszych kusaków. Ponadto w pobliskim strumieniu widziałem sporo chruścików, nartników i jętek (nie ruszałem). Niestety na kwitnących drzewach nie pojawiły się jeszcze kruszczyce, ale niedługo potem znalazłem ich pędraki w pniakach brzozowych. W samym próchnie, którego przeszukiwanie stało się już moim zboczeniem zawodowym :P znalazłem sporo gnilików - Histeridae (głównie Paromalus flavicornis), ponadto inny "czarnuch" - Corticeus unicolor. Trochę innej podkorowej drobnicy, z wymienionych rodzin, nie uchowało się mojemu wzrokowi. Tak samo jak kilku wykątkowo spłaszczonych przedstawicieli rodziny zgniotkowatych (Cucujidae). Wyjątkowym fartem okazał się nagrzany słońcem pniak wiązu/dębu?. W środku kory znalazłem próbujące się wydostać z komór poczwarkowych drwionki okrętowce (Lymexylon navale). Kiedyś niszczyły drewno przeznaczone na statki, stąd ich nazwa.
Na pniaku brzozy, z którego ciekł sok, znalazłem multum chrząszczy z rodzin łyszczynkowatych (Nitidulidae), kusakowatych (Staphylinidae) i gniliki. Interesujący byli przedstawiciele pierwszej rodziny, zwłaszcza rodzaj Glischrochilus i Soronia.
Niestety nie znalazłem ani jednego szeliniaka sosnowca (Hylobius abietis), choć to pospolity szkodnik leśny. Spróbuję innym razem, bo mógł się jeszcze nie pojawić. A tuż przed powrotem do domu, w drogę wlazł mi Onthophagus, z rodziny Scarabaeidae.

Jaki z tego morał? Niech nikt nie pisze, że nic ciekawego w kraju się nie znajdzie... trzeba tylko dobrze umieć szukać :P