Trzy z moich żółwi (lądowych) miały zarośnięte dziurki w nosie - oddychały pyskiem. Dwum udało mi się oczyścić tę okolicę i udrożnić nos (trzeba to robić b. delikatnie, bo jest to rejon bardzo czuły). U jednego nos jest nadal zarośnięty skórą i to od lat. I tu mam wątpliwości co robić.
Ten żółw (nazwany mało romantycznie: Połamaniec) miał kiedyś jakiś okropny wypadek. Jedno oko ma wybite, z drugiego zdartą powiekę - widzi przez otwór w skórze, która zarosła gałkę. Ma także fatalny zgryz, najprawdopodobniej związany z jakimś dawnym uszkodzeniem szczęki. Ale żyje, jest żywotny i bardzo ruchliwy.
Ponieważ ma tylko jedno oko, i to częściowo przysłonięte, ma duże problemy z jedzeniem. Nie może trafić, kręci się w kółko. A ponieważ nie ma też nosa, najprawdopodobniej nie czuje jedzenia. I tu jest moje pytanie. Czy zostawić go tak, czy próbować "przebić" się do nosa? Nie piszę, że robiłbym to sam, może weterynarz? Na razie jest kwestia podjęcia decyzji. Węch jest podobno drugim zmysłem zółwia po wzroku. Ale czy warto go męczyć? I czy taka operacja dałaby jakieś szanse na poprawienie jego funkcjonowania?
Pozdrawiam
Paweł Rajewski