To jest cała masa czynników, częściowo zbadanych, częściowo nie. Te obserwacje pochodzą głównie z południa Europy bo tam to jest rzeczywisty problem; choroby, konkurencja pokarmowa, konkurencja o miejsca wygrzewania, konkurowanie o miejsca lęgowe. Dodatkowo negatywny wpływ na populacje rodzimych płazów. Przeważnie jednak wszystkich skutków wprowadzania obcych gatunków do środowiska nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Raczej nikt nie przewidywał, że ropucha aga w Indonezji okaże się śmiertelnie niebezpieczna dla waranów, które do tej pory żywiły się rodzimymi, mało trującymi płazami. Teraz jedzą agi i giną.
Nie jest możliwe przewidzenie wszystkiego, dlatego lepiej takich ingerencji w przyrodę nie przeprowadzać. A żółwie czerwonolice powinny żyć tam, gdzie żyły zawsze.

Co do chorób to zawsze mnie takie pytania trochę bawią, bo ludzie wyobrażają sobie, że u zwierząt to są trzy choroby, a tylko u ludzi są ich tysiące. Otóż na poznanie, diagnostykę chorób u ludzi idą miliardy dolarów każdego miesiąca i zajmuje się tym setki instytucji na świecie. Zgadnijcie jaki interes miałby człowiek w przeznaczaniu tych miliardów na badania chorób żółwia błotnego. Dlatego znamy może 0,001 % możliwych chorób u żółwi. Proponuję zachować proporcje. Badania prowadzi się tylko w przypadku masowych, dobrze widocznych chorób gadów. Taką chorobą jest fobropapillomatoza u zółwi morskich, kiedy okazało się, że u wybrzeży Florydy większość żółwi ma narośla i ginie, rozpoczęto badania tej choroby. W większośc przypadków leczenie odbywa się trochę "po omacku" na zasadzie dawania leków o szrokim spektrum działania, które czasem pomogą. Poza najczęstszymi kilkoma chorobami, większość to zupełna "czarna magia". Wśród teraz zauważalnych chorób u żółwi problemem jest herpes, który zdziesiątkował wiele hodowli w Europie, ale w Polsce, z tego co wiem testów, na tę chorobę nikt nie robi.