No więc, od początku. Byłam na działce na suwalszczyźnie - tam ostatnio było bardzo zimno. Znalazłam mrowisko i wydało mi się, że dostrzegłam jakiś maleńki ruch. Wydało mi się niemożliwe żeby przy takiej temperaturze funkcjonowały mrówki. Przykucnęłam i po dłuższej chwili zauważyłam maleńką jaszczureczkę - wyglądała z otworu w mrowisku. Eee.. nie mogłam uwierzyć. Trochę dziwne, nie? Strasznie zimno, ja w czapce i rekawiczkach, a tu nagle jaszczurka i to na mrowisku! Wzięłam ją na rękę - prawie się nie ruszała. Była niesamowicie chuda - taki plemniczek: Główka najszersza a reszta ciała jak zapałka... nie sądziłam, że to możliwe, ale było jej widać maleńkie kosteczki! No i miałam niezły dylemat: co z nią zrobić? ledwo się ruszała z zimna, nie miałaby siły się gdzieś zakopać, zapowiadali przymrozki... no i ją wzięłam. przyniosłam do domu włożyłam do słoika, a do środka trochę mchu, kory, kamyczek... Tylko że nie jestem pewna, czy to jaszczurka, czy traszka! Jest maleńka, ma ze 3cm z ogonkiem normalnie byłabym pewna, że jaszczurka, ale gdzieś kiedyś ktoś pisał że znalazł jaszczurkę, która okazała się być traszką... Postawiłam ją pod lampką, koło kaloryfera - zawsze to coś. Zaczęła się żywiej ruszać, ale zamiast próbować się wygrzewać, zaczęła wchodzić pod kamienie. I tak było 2 dni, wróciłam do Warszawy i nie wiem co zrobić. Jak ją ogrzać? To na pewno jaszczurka? dlaczego wciąż chowa się na spód pojemnika? Czym ją nakarmić? To najpilniejsze pytania. Bardzo proszę o szybką odpowiedź ( teraz trzymam ją w tym słoiku i nie wiem co robić)
Z góry dzięki