witam...

mam problem z moimi anoliskami.... otoz samica jest w ciazy noi byla gruba przez ponad miesiac a jajek nic..... gdy wlozylem jej do terra pojemnik z torfem to po 2 tygodniach zlozyla do niego jedno jajo.... chwile po tym zauwazylem ze schudla wiec szukajac jaja zaczalem niestety obracac ziemia i jajo znalazlem.... naszczescie nie zepsulo sie gdyz od 1 stycznia troszke uroslo wiec mam nadzieje ze bedzie git... wczoraj natomiast znalazlem jajo na wierzchu ziemi w doniczce... jajo bylo wklesniete z jednej strony.... wiec wzialem to jajo w palce i przenioslem do inkubatora jednak niestety delikatnie sie zgniotlo tam gdzie je trzymalem - tak wiec byly dwa wgniecenie-od moich palcow i to ktore juz bylo.... dzis patrzylem do inkubatora i na jajku zostalo jedno wgniecenie - to ktore juz bylo jak znalazlem...

pytanie 1 - jest jakas szansa ze to jajo sie uratuje tzn/ ze sie nie zepsulo? przy przenoszeniu nie zmienilem pozycji jaja....

noi jest wazniejszy problem... to niestety moja wina.... postanowilem sobie przed chwila przekopac podloze zeby je spulchnic... i co? i niestety odkopalem dwa jajeczka ktore podczas tego zmienily swoje pozycje.... wiem ze to podstawowy blad gdyz nie mozna tego robic jednak tez je wlozylem do inkubatora i dopiero jak sie zepsuja to je wywale...

pytanie 2 - po czym poznac ze jajo jest zepsute? zapadnie sie, pomniejszy?

pytanie 3 - tez macie takie problemy z szukaniem jaj swoich maluchow? bo ja nie wiem jak temu zapobiec w przyszlosci aby wszystkie jaja odzyskiwac.... obserwuje poki co samice i gdy chudnie z dnia na dzien wtedy szukam miejsc gdzie moze zlozyc... jednak jak widac to nie pomoglo... co Wy robicie?