Witam! Z uwagą przeczytałam powyższe posty i generalnie się z nimi zgadzam, ale nasunęły mi się przy tym pewne skojarzenia: legwan bez wątpienia jest zwierzęciem stadnym. W każdym stadzie panuje tzw. hierarchia. Osobniki słabsze podporządkowują się tym silniejszym. Co dzieje się w warunkach domowych, gdy legwan trzymany jest pojedynczo? Uproszczę, ale można chyba powiedzieć, że " innymi osobnikami w jego stadzie" stają się opiekunowie. Jacku napisał: "To Ty musisz podporządkować się jemu, a nie odwrotnie". Ale czy aby na pewno? Czy w tym "sztucznym stadzie" to legwan ma mieć pozycję przewodnika, a człowiek ma być tym słabszym? Zastanówmy się, na jakiej zasadzie przewodnik utrzymuje swoją dominującą pozycję? Znowu uproszczę, ale miedzy innymi za pomocą zębów. I czy w tym momencie nie nasuwa się trochę paradoksalny wniosek, że to tzw. "dawanie legowi spokoju" obraca się w pewnym momencie przeciwko nam? Bo legwan "wywalczy sobie" pozycję w stadzie. Tylko ta pozycja nie do końca będzie taka, jaką my mu wymyśliliśmy. Bo to on będzie dominantem. I w chwili, kiedy będzie uważał, że jego pozycja dominanta jest zagrożona (bo ktoś włożył rękę do terrarium nie wtedy, kiedy "Pan i Władca" sobie życzył) zębami będzie walczył o swoje. Rozpisałam się, ale jeszcze trochę ponudzę. Był taki okres w życiu mojego Bazylego (miał wtedy ok. 1-1.5 roku), który nazywam "sprawdzaniem, kto tu rządzi" I działo się to pozornie bez przyczyny. Po otworzeniu terrarium Bazyli dostawał szału, rzucał się na rękę, demolował wszystko wokół, gryzł i bił "gdzie popadnie i co popadnie" Moje pierwsze reakcje były oczywiście takie, jak podpowiadacie. Usuwałam się w cień, myślałam sobie " biedny Bazylcio, zestresował się, trzeba mu dać spokój". Ale wiecie, co zauważyłam?. Że im bardziej ustępowałam, tym bardziej on stawał się agresywny. Po przeanalizowaniu całej sytuacji doszłam do wniosku, że tak naprawdę nie było powodów do stresu, a mój leg po prostu "mnie sobie ustawia". I powiedziałam basta. Uzbroiłam się "w długie rękawy" i jeszcze dłuższą cierpliwość. Trzymałam rękę w terrarium dotąd, delikatnie go dotykając, aż legwan dawał za wygraną i się uspokajał. I wygrałam. Po kilku takich scysjach wszystko wróciło do normy. Bazyli jest dawnym leniwcem i mimo, że go bardzo kocham, to ja, nie on decyduję, kiedy mogę wstąpić na jego terytorium. Łączę pozdrowienia. Izabela