nie wiem czy ktoś z Was zaglądał na forum przykrych doświadczeń? W każdym razie mój problem się skończył 1,5 roczny Legwan Ozzy, mój ulubieniec i zarazem "straszna gadzina" jest zdrów. Po ponad 2-miesięcznej kuracji, karmieniu, pojeniu, siedzeniu przy Nim prawie 24h/dobe (żeby sobie nic nie zrobił), po podcieraniu pupki (bo bandarze przeszkadzają...) nastąpił KONIEC LECZENIA.
I tu i teraz pragnę podziękować. Oczywiście dr. ZAJĄCZKOWSKIEMU za wytrwałość i zrozumienie.
Moje kilka podróży z Łodzi do Wrocławia w jednej pozycji z Ozzkiem na kolanach przyniosło rezultaty.
Przypadek taki zdarza się bardzo rzadko. Ale nie sposób napisać tu przestrogi: to nie jest łatwe w utrzymaniu zwierzę.
Ozzy wymaga ode mnie bardzo dużo poświęcenia...
Od Was pewnie też Wasze legwany oczekują tego samego
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ PANIE DOKTORZE
pozdrawiam. D&O