Dark Raptor
20-05-2013, 01:27
Nie jest to zwierzak terraryjny, nie miał 6 i więcej kończyn, ale mi zwierzaka bardzo szkoda.
Chodzi mianowicie o pisklaka pleszki (prawdopodobnie, bo nie mogłem ocenić gatunku na podstawie młodocianego upierzenia). Ptaszor musiał wypaść z gniazda gdy zaatakowała je kuna domowa (szalała wcześniej po tych drzewach). Nigdzie nie widziałem jego rodziców, ani nie mogłem namierzyć gniazda. W końcu musiałem go zabrać (nadchodził deszcz, a to szybko zabiłoby pisklę - wyziębienie). Przez kilka dni zwierzak trzymał się dobrze. Karmiłem go głównie szarańczakami łapanymi po łąkach, miał zabójczy apetyt, podawałem mu wodę, ale pił niechętnie. Rósł jak na drożdżach, powoli wyrastały mu lotki, zaczynał ćwiczyć skrzydła. Niestety jak zasnął jednej nocy, to już się nie obudził (wcześniej nie zaobserwowałem niepokojących sygnałów, wyglądało na to, że wszystko jest w porządku). Miałem już doświadzczenie z odchowem takich pisklaków, ale to pierwszy tak nieudany przypadek.
Szkoda mi ptaszora, przyzwyczailiśmy się do siebie. Nauczył się reagować na mój głos i lubił za mną podskakiwać (to jest wyższość ciepłokrwistych zwierząt nad bezkręgowcami). Odszedł, niestety. Pociesza mnie tylko myśl, że gdybym go zostawił i tak by zginął (jednak to zawsze to porażka dla hodowcy).
Chodzi mianowicie o pisklaka pleszki (prawdopodobnie, bo nie mogłem ocenić gatunku na podstawie młodocianego upierzenia). Ptaszor musiał wypaść z gniazda gdy zaatakowała je kuna domowa (szalała wcześniej po tych drzewach). Nigdzie nie widziałem jego rodziców, ani nie mogłem namierzyć gniazda. W końcu musiałem go zabrać (nadchodził deszcz, a to szybko zabiłoby pisklę - wyziębienie). Przez kilka dni zwierzak trzymał się dobrze. Karmiłem go głównie szarańczakami łapanymi po łąkach, miał zabójczy apetyt, podawałem mu wodę, ale pił niechętnie. Rósł jak na drożdżach, powoli wyrastały mu lotki, zaczynał ćwiczyć skrzydła. Niestety jak zasnął jednej nocy, to już się nie obudził (wcześniej nie zaobserwowałem niepokojących sygnałów, wyglądało na to, że wszystko jest w porządku). Miałem już doświadzczenie z odchowem takich pisklaków, ale to pierwszy tak nieudany przypadek.
Szkoda mi ptaszora, przyzwyczailiśmy się do siebie. Nauczył się reagować na mój głos i lubił za mną podskakiwać (to jest wyższość ciepłokrwistych zwierząt nad bezkręgowcami). Odszedł, niestety. Pociesza mnie tylko myśl, że gdybym go zostawił i tak by zginął (jednak to zawsze to porażka dla hodowcy).