Magda Kusiak
04-07-2012, 06:16
Witam wszystkich :)
Do napisania tego posta skłoniły mnie rozmyślania nad moją włąsną i moich rodziców głupotą (niestety nie mogę na takie postępowanie znaleźć innego słowa). Włąściwie w głównej meirze muszę zrzucić winę na rodziców, bo sama miałam wtedy 7 może 8 lat (teraz mam 21, więc sprawa nie jest zbyt świeża :)) Otóż w tym własnie czasie okazało się, że mam alergię na sierść i musiałam oddać swojego ukochanego chomika. Więc rodzice, żeby mi wynagdrodzić strate postanowili kupić coś niefutrzatego i padło na żółwia. Rodzice (o mnie nie wspominając) nie mieli żadnej wiedzy o hodowli tych zwierząt, uznali, że żółw to takie stworzenie, co żadnych specjalnych warunków nie potrzebuje, zje raz na jakiś czas liść sałaty i będzie mu dobrze... Jak teraz o tym myślę, to bym ich nieźle opieprzyła i siebie trochę też, chociaż byłam mała... Z ciekawszych rzeczy tata chciał mi kupić żółwia jaszczurowatego... Sprzedawca ostrzegł tylko, że on jest mięsożerny, ale zapomniał wspomnieć, że dorasta do metra i zjada wszystko, co się rusza :-P Super zwierzę dla siedmiolatki, nie? Na szczęście skończyło się trochę mniej drastycznie, bo na stepowym. Niestety, jak można się łatwo domyślić, nie potrafiłam się nim prawidłowo zająć, a rodzice nie potrafili mi w tym pomóc. Bawiłam się z chomikiem, więc z żółwiem też chciałam się bawić. Karmiony głównie sałatą, zapewne nabawił się licznych chorób, ale do weterynarza poszłam z nim dopiero po trzech latach od kupienia, bo nikt mi nie powiedział, że trzeba to robić regularnie, a przecież żółw się nie skarżył... Dopiero po jakichś pięciu latach od kupienia zwierza (czyli w wieku 12 lat mniej więcej) zaczęłam trochę czytać o gadach i z przerażeniem odkrywać, że popełniłam chyba wszystkie błędy, jakie się dało... Zaczęliśmy odwiedzać weterynarza, kupiłam większe terrarium i starałam się trochę lepiej nim zająć. Poniekąd udało mi się, bo żył jeszcze 8 lat. Zdechł w zeszłym roku w niewyjaśnionych okolicznościach (nie było mnie wtedy w domu, a zwierzem zajmowała się babcia - podejrzewam, że mogła go zaziębić i nie rozpoznać objawów) Opłakałam go szczerze, ale tylko tydzień wytrzymałam bez gada. Od roku mam drugiego żółwia - też stepowego i staram się zajmować nim najlepiej jak umiem, czytać wszystko, co uda mi się znaleźć.
Tak więc mój pierwszy kontakt z terrarystyką był wczesny, ale niestety bolesny dla zwierzaka. No cóż - czasu nie cofnę, teraz wiem dużo i potrafię się prawidłowo zająć moim żółwikiem. Mam pewnośc, że nie będzie przeze mnie cierpiał. Morał z tego całego wywodu jest taki: jeśli jest tu ktoś, kto chce kupić żółwia albo innego gada dziecku, niech pomyśli, czy nie lepszy będzie chomik albo kanarek. Jeśli znacie kogoś, kto zastanawia się nad kupnem gada, to ostrzegajcie, że nie jest do zabawka jedząca sałatę tylko delikatne i trudne w hodowli zwierzę. To tyle - dziękuję za uwagę i przepraszam za dłuuuuuuuuugość :)
Pozdrawiam
Magda
Do napisania tego posta skłoniły mnie rozmyślania nad moją włąsną i moich rodziców głupotą (niestety nie mogę na takie postępowanie znaleźć innego słowa). Włąściwie w głównej meirze muszę zrzucić winę na rodziców, bo sama miałam wtedy 7 może 8 lat (teraz mam 21, więc sprawa nie jest zbyt świeża :)) Otóż w tym własnie czasie okazało się, że mam alergię na sierść i musiałam oddać swojego ukochanego chomika. Więc rodzice, żeby mi wynagdrodzić strate postanowili kupić coś niefutrzatego i padło na żółwia. Rodzice (o mnie nie wspominając) nie mieli żadnej wiedzy o hodowli tych zwierząt, uznali, że żółw to takie stworzenie, co żadnych specjalnych warunków nie potrzebuje, zje raz na jakiś czas liść sałaty i będzie mu dobrze... Jak teraz o tym myślę, to bym ich nieźle opieprzyła i siebie trochę też, chociaż byłam mała... Z ciekawszych rzeczy tata chciał mi kupić żółwia jaszczurowatego... Sprzedawca ostrzegł tylko, że on jest mięsożerny, ale zapomniał wspomnieć, że dorasta do metra i zjada wszystko, co się rusza :-P Super zwierzę dla siedmiolatki, nie? Na szczęście skończyło się trochę mniej drastycznie, bo na stepowym. Niestety, jak można się łatwo domyślić, nie potrafiłam się nim prawidłowo zająć, a rodzice nie potrafili mi w tym pomóc. Bawiłam się z chomikiem, więc z żółwiem też chciałam się bawić. Karmiony głównie sałatą, zapewne nabawił się licznych chorób, ale do weterynarza poszłam z nim dopiero po trzech latach od kupienia, bo nikt mi nie powiedział, że trzeba to robić regularnie, a przecież żółw się nie skarżył... Dopiero po jakichś pięciu latach od kupienia zwierza (czyli w wieku 12 lat mniej więcej) zaczęłam trochę czytać o gadach i z przerażeniem odkrywać, że popełniłam chyba wszystkie błędy, jakie się dało... Zaczęliśmy odwiedzać weterynarza, kupiłam większe terrarium i starałam się trochę lepiej nim zająć. Poniekąd udało mi się, bo żył jeszcze 8 lat. Zdechł w zeszłym roku w niewyjaśnionych okolicznościach (nie było mnie wtedy w domu, a zwierzem zajmowała się babcia - podejrzewam, że mogła go zaziębić i nie rozpoznać objawów) Opłakałam go szczerze, ale tylko tydzień wytrzymałam bez gada. Od roku mam drugiego żółwia - też stepowego i staram się zajmować nim najlepiej jak umiem, czytać wszystko, co uda mi się znaleźć.
Tak więc mój pierwszy kontakt z terrarystyką był wczesny, ale niestety bolesny dla zwierzaka. No cóż - czasu nie cofnę, teraz wiem dużo i potrafię się prawidłowo zająć moim żółwikiem. Mam pewnośc, że nie będzie przeze mnie cierpiał. Morał z tego całego wywodu jest taki: jeśli jest tu ktoś, kto chce kupić żółwia albo innego gada dziecku, niech pomyśli, czy nie lepszy będzie chomik albo kanarek. Jeśli znacie kogoś, kto zastanawia się nad kupnem gada, to ostrzegajcie, że nie jest do zabawka jedząca sałatę tylko delikatne i trudne w hodowli zwierzę. To tyle - dziękuję za uwagę i przepraszam za dłuuuuuuuuugość :)
Pozdrawiam
Magda